- Ariana, musimy się stąd wyprowadzić. Nie możemy zostać na Lwiej Ziemi, ani chwili dłużej, postępując tak skazujemy się na przewidywalną śmierć!
- Śmierć!? Tu jest nasz dom, nic nam nie grozi od wieków. Bydła i wody jest pod dostatkiem, to ziemia przodków...
- Nie córko. Jeśli szybko nie opuścimy Lwiej Ziemi, będziemy zmuszone walczyć. Zoren powiadomiła mnie o świcie... na granicę wkroczyły dwa nieznajomy lwy. Lwy, które prawdopodobnie zabiły Shiiru. Co więcej nie są sami. Przewodzą licznemu stadu, składającemu się z większości samców. Idą w kierunku Lwiej Skały i na pewno nie mają dobrych zamiarów. Mój syn nei bez powodu został nei żyje. Nie poradzimy sobie musimy uciekać.
***
Matka Shiiru wskoczyła na jedną ze skalnych półek. Bawiły się tam Vivian i Nyota. Babka podeszła do lwiątek w pośpiechu.
- Mam coś dla was...
Lwiczki nastaiły uszu.
- To taka pamiątka rodzinna.
Przed lwiczkami leżały dwa medaliony. Jeden był zielony. W środku wyryte były znaki układające się w krąg symboli przypominających na pierwszy rzut oka łez. Drugi zaś był w kształcie trójkąta, w kolorze złota. Podzielony był na cztery trójkąta, z czego jeden był odwrócony i wydałoby się, że miał pzreźroczystą barwę. Powieszone były na grubych czarnych skórach. Księżniczki nie mogły oderwać od nich oczu, marszcząc przy tym brwi. Kampuni spowazniała, wzięła w łapę oba wisiory i włożyła je wnuczkom na kark.
- Pilnujcie ich! I pamiętajcie to nie są zwykłe wisiorki.
Vivianne zaczęła zbiegać ze skalnego rumowiska patrząc na kołyszący się medalion. Była królowa zatrzymała łapą Nyotę i szepnęła jej do ucha:
- Ta co nosi zbroję...
*Kampuni - stanowcza/ta zdecydowana
------------------------
- Ostatnio dostałam ataków weny, ciągle mam jakieś pomysły i wiele inspiracji :)
- Mam nadzieję, że rozdział mimo tego, że krótki spodobał się.
- Chcę Wam życzyć Wszytskiego Najlepszego na nowy rok <3
- Postaram się w tygodniu zamieścić różne zakładaki.
- Następny rozdział 11 stycznia. Pozdrawiam i dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim postem <3 <3<3